top of page

Mariusz Woszczyński

WIZERUNKI PEJZAŻU

OKOPY_SWIĘTEJ_TROJCY,_2002.JPG

Sztuka jest harmonią równoległą do natury - Cezanne

Obrazy zawsze robiło się tak, jak książęta płodzili dzieci: z pasterkami. Nie maluje się nigdy Partenonu, nie maluję się krzesła w stylu Ludwika XV Maluje się obrazy z wioską na Południu, z paczką tytoniu, ze starym krzesłem - Picasso

Barwa jest niczym, jeśli nie ma bezpośredniego związku z tematem i jeśli nie ma znaczenia w działaniu obrazu poprzez wyobraźnię. - Delacroix

Czas jest zwycięzcą czasu.Wspomnienie staje się teraźniejszością - Novalis

Malarstwo nie jest magmą bez początku i końca, zahaczającą o wszelkie możliwe rodzaje przekazu i mediów. Jako wypowiedź wizualna posiada swoją artykulację, język, kompozycję, tematykę, przedstawienie. A obecnie daleko w las odeszliśmy od abstrakcyjnej czytelności idei ikony, od prawdy obrazu pędzla Degas, Muncha czy Malczewskiego, z jej złożonością, od klarowności Balthusa, czy wyrazu Giacomettiego, posuwając się w czasie bliższym nam. Dziś w przewadze jest przerost treści nad formą lub formy nad treścią, brak jasnych kryteriów, pełna dowolność.

Nad wyraz wysoka przeintelektualizowana atmosfera zarówno u krytyków jak i artystów nie nastrajają pozytywnie. Gdzie tu obraz z jego budową oraz porządkiem wewnętrznym, nie ma na to miejsca. Szkoda na to czasu. Liczy się szybkie robienie "pseudomądrze głupich rzeczy", lub abstrakcyjne doktrynerstwo, kończące się użyciem ekierki czy linijki. Stara forma już nie brzmi, nie ma takiej nośności. Obala się ją. Na jej miejsce wchodzi nowe, lecz ono musi mieć charakter i kręgosłup, a nie jedynie hermetyczność i jednokierunkowość. Podstawowe wartości przestały mieć znaczenie. Wykonawstwo, kombinatorstwo, wszelkie pseudofilozofie mają stanowić o sensie przekazu, obrazu, zapisie myśli.

Malarstwo jest obecnie na antypodach. Inne media, film, fotografia, działania przestrzenne przejmują palmę pierwszeństwa. Lecz samo malarstwo bez pewnych wartości nie jest sobą. Także urobić je na nowo nie da rady. Nie zaistnieje ono jeśli nie będzie kilku podstawowych praw i jego oddechu, który ma swój rytm. Degas mówił: Malarstwo to całkiem prosta rzecz – jak się nie wie, ale jak się wie – o to już całkiem co innego !! Prawda obrazu w malarstwie jest odzwierciedleniem rzeczywistości, jej odbiciem, równocześnie nie mając jednoznacznego z nią kontaktu. To naczynia połączone, ale także prawda subiektywna autora celująca ku obiektywizmowi.

Współcześnie rodzaj nowych środków wyrazu w sztuce rozbudował się znacznie. Film, fotografia, rzeźba przestrzenna, formy już istniejące i nowe które potrafią wyrażać dużo, łączą się, zazębiają. Te, które istnieją i zmieniają się, zachowując stary porządek – to właśnie malarstwo. Nie jest ono tak szybkie, i tak przystosowane do odbierania świata dziś, jak nowe media. Ale posiada poprzez swoją prawdę, wielki ładunek emocji, treści i porządku historycznego – krótko mówiąc – tradycji. Malarstwo w swojej najpełniejszej formie przedstawia zapis duszy człowieka, można nawet zaryzykować twierdzenie – duszy Wszechświata odczuwanej poprzez rzeczy widzialne, cielesne, rzeczywiste.

Malarstwo zachowuje obraz miniony, przedstawia, przechowuje i ukazuje, jak żyli wyglądali i jak myśleli ludzie dawniej, jacy byli, jaki był ich świat i świat dookoła nich. Funkcje malarstwa zmieniały się. Istota – właściwie nie. Jego siła,żywotność, wciąż są aktualne, lecz trzeba umieć czytać malarstwo, a to wymaga wysiłku, wiedzy, intuicji, skupienia.

Malarstwo będąc zapisem swojego czasu, równolegle ucieka gdzie indziej, w inne rejony. To imaginacja. Nastrój, zaskoczenie, tajemnica, opowieść, prawda autora, przeżyta, która równocześnie staje się prawdą dla widza. Nasze usiłowania, próby stają się czasem prawdą dla oglądającego, czasem, rzadko.

Po co malujemy? Dzieci w wieku 10– ciu, 11– stu lat malują, jak ptak śpiewa. Potem już brak nam tej naturalności, wzrostu jak rośliny i bezpośredniego przenoszenia zdarzeń, sytuacji w znak mokrej plamy farby na kawałku papieru. Coś się traci, coś zyskuje. Świat dzieciństwa jest dawno zamknięty. Lecz gdy wrażliwie uruchomimy nasze widzenie i aktywnie będziemy obserwować naturę, pozwoli nam to jaśniej i czytelniej starać się pracować na płótnie, papierze, w przestrzeni obrazu, da nam większą śmiałość i energię.

Natura podpowiada wszelkie możliwe rozwiązania. Czy z przeżycia, czy z doświadczenia, z przemyślenia, musimy czytelnie zapisywać w malarstwie nasze próby. Język ten ma swoje określone wartości, według których trzeba się poruszać i do których należy zmierzać (choć to wszystko właściwie niemierzalne). By je poznać przynajmniej ogólnie, trzeba uruchomić wyobraźnię, skojarzenia i dokopać się do rzeczywistej przestrzeni malarskiej, stworzyć ją na płótnie. Reguły wydają się na początku płynne, jednak – im dalej w las – tym one stają się twardsze i czytelniejsze. A obraz zawiera w sobie coraz więcej zaskoczeń, zakamarków, prawd i tajemnic. Przenika wielokierunkowo, nośnie – czasem w wyrazie bardzo prosty, innym razem nawarstwiony.

Światło jest czynnikiem scalającym, organizującym obraz. Jedność światła, skupienie w jedności – niezależnie od elementów i tematu obrazu – to podstawowy oddech płótna.

Trzeba by istniał powód, głębszy bardziej przemyślany, czy czasem nawet błahy, jednak gdzieś podskórnie , wewnętrznie umotywowany. Temat, powód malarski czy rysunkowy, impuls, który powoduje, że obraz jest komponowany, malowany, zapisany na papierze czy płótnie w pełni emocji i intelektu. Rozwijanie tematu i jego budowy, prostoty, jasności, przejrzystości, światła, podobnie jak w muzyce, ma swoje prawa, akcenty, znaczenie, mowę.

NA SYCYLIĘ, 1997.jpg

Zestawy obrazów z motywami południowymi były prezentowane w styczniu 2001 r. w Galerii Piotra Nowickiego przy Nowym Świecie 21 oraz w większym wyborze w Galerii Aspekt na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Również pojawiły się na następnej wystawie indywidualnej pt. "Rowerzyści i fryzjerzy" w warszawskiej Galerii Kordegarda w kwietniu 2003 roku. Towarzyszyły obrazom i szkicom o tematyce południowej, prace z warszawskimi scenami bazarowo– ulicznymi.

Południowe pejzaże. Okolice Marsylii. Kolaż elementów zauważonych i zapisanych w myśli, czy też utrwalonych na kliszy fotograficznej. Pewien nastrój, klimat całości, plaża, skały, morze, szerokość południowego horyzontu. Nawarstwianie określonych motywów, podwojenie linii skał, płaskość. Kumulacja pięter i kamienic w architekturze ulic i małe porty z niskimi pojedynczymi domami rybaków. Rozkład pasowy kilku materii w krajobrazie, bieli, błękitu, szarości i intensywnych barw. Bulwary, wiatr, drzewa o klarownym rysunku, morze skaliście brzmiące barwą, nasycone słońca światłem. Mocne, całościowe, zdecydowane zestawienia, powietrzne bardzo. Widoki z kilku konkretnych miejsc w pejzażu miasta Marsylii, na styku z przyrodą, wyspami, wodą, skałami i portami wciśniętymi w zatoczki. Porty i forty na wyspie Frioul, kalanki i koliny okolic peryferii obrzeży miasta. Dalej kurort La Ciotat, przylądek w Cassis, skały wulkaniczne Figuerolles, małe osady: Carry le Rouet, Carro. Trasa pociągu podmiejskiego w długości wybrzeża za Estague i Zatoki Etang de Berre. W końcu wyjazd za Tulonem ze skalistego krajobrazu prowansalsko – marsylskiego w pejzaż Lazurowego Wybrzeża. Masywy czerwonych skał wchodzące w błękit morza w okolicach Cannes. Miękkie pejzaże kurortu Hier. Zatoka w białym Antibes ze skalistym zameczkiem i parkiem Grimaldich (gdzie obecnie mieści się Muzeum Picassa). Przestrzeń płaskiej plaży śródziemnomorskiej ze żwirowatym, szarym piaskiem - bulwaru co biegnie wzdłuż linii morza, lekkiej, ciągnącej się do Nicei, a i dalej do Zatoki Genueńskiej. Leżaki, fryzjerzy, plażowiczki, akcenty drzew ze sczerniałej zieleni, czerwień i biel w masie odmian, przetasowania światłem intensywnym. Co i rusz wyrastające coraz częściej wzgórza skaliste dźwigające się wyżej i wyżej w stronę Alp Maritimskich. Most kamienny, most zwodzony, małe zabudowania w porcie. Lasy niskopienne iglaste, dębowe, oliwkowe. Płaskie na horyzoncie obrysy wzgórz błękitnych. W oddali widać statki na morzu, które sprawiają wrażenie jakby były skałami. Pojedyncze postacie stojące, leżące, kroczące, rowerzyści, biegacze, małe żaglówki. Upał. Biel słońca.

Ciągła notacja w rysunku, szkicu, gwaszu, staje się obecnie podstawą rozpisania wizualnego w obrazach tematu kresowych pejzaży. Ich odkrycie wiążę się z wyjazdami grupy pracowników naszej Akademii na dawne ziemie Rzeczpospolitej, do Białorusi, Litwy i dzisiejszej Ukrainy czyli na Podole, Wołyń i Ziemię Lwowską. Wspomnienie staje się teraźniejszością. Zarówno poprzez miejsca, które dane jest nam zobaczyć, jak i ludzi, którzy tam żyją i mieszkają. Poznanie to także zbiór materiałów dawniejszych jak czarno – białe zdjęcia archiwalne, pamiętniki, wspomnienia. Ślad przeszłości, ciężar historii minionej trwa, pomimo przemijania, odchodzenia, w końcu zniszczenia. Jest ciągle żywy w ludzkiej pamięci. Obraz malarski staje się zapisem natury i wyobraźni. Czytelny motyw konkretnego miejsca, bogatego treściami, otoczonego bujną przyrodą, opisany w malarstwie i rysunku, zobaczony jest na płótnie w zapisie jak najprostszym.

W rysunku i obrazie malarskim - fascynacje i oparcie się na archiwalnych fotografiach, pocztówkach sprzed I wojny światowej (wileńscy fotografowie tacy jak: Józef Czechowicz, Stanisław Filibert Fleury). Także ważne są zdjęcia Krajowej Agencji Informacyjnej (realizowane przez fotografów warszawskich, lwowskich, wileńskich, krakowskich, a wśród nich tak wspaniałych artystów, jak Henryk Poddębski, Jan Bułhak czy Henryk Mikolasch). Dokumentowały te zdjęcia, wygląd i zróżnicowany charakter wschodnich województw dwudziestoletniej II Rzeczypospolitej. Wiele z tych miejsc już nie istnieje. Dokumentacje konserwatorskie kościołów murowanych, cerkwi drewnianych, pałaców, dworów, bożnic, ulic, miast, wsi.

Dawny klimat widoków historycznych, litografowanych z "Albumu Wileńskiego" J. K. Wilczyńskiego. Seria rysunków akwarelą, ołówkiem Napoleona Ordy, z czasów carskich. Krajowidoki karpackie i podolskie Bogusza Zygmunta Stęczyńskiego. Drzeworyty umieszczane w "Kłosach", "Tygodniku Ilustrowanym" czy w "Wędrowcu", pismach informacyjno – literackich tamtych odległych czasów, czyli końca XIX i początku XX wieku. Również rysunki – notatki szlachecko – prowincjonalne Jana Piotra Norblina, pejzaże Franciszka Smuglewicza i innych malarzy litewskich (Rustema, Peszki, Rusieckiego z ostatniego okresu rozwoju – przed opresjami Moskwy – uniwersytetu Wileńskiego w XIX - tym wieku). Jedyne, wielotomowe dzieło Romana Aftanazego, nam współczesne, sumujące i grupujące dane i przekazy o dworach i rodzinach kresowych, wydane jako "Materiały do Dziejów Rezydencji", uzupełnione bogatym zbiorem fotografii archiwalnych i rycin. Jest obecnie bardzo dużo dostępnej różnorodnej literatury wspomnieniowej, pamiętnikarskiej, rzeczowej, poszerzającej wiele tematów i opisującej biografie ludzi, miast, wsi i wydarzeń historycznych z terenów dawnych Rzeczpospolitej (szczególnie warto zatrzymać się przy wspomnieniach wojennych Pani Karoliny Lanckorońskiej). Dostępne stają się też reprintowane przewodniki Mieczysława Orłowicza (pioniera literatury turystycznej), Aleksandra Medyńskiego, Aleksandra Czołowskiego, Franciszka Jaworskiego czy Jana Rollego, Zygmunta Glogera, Józefa Ignacego Kraszewskiego i wielu, wielu innych autorów opisujących bogatą mozaikę kresowych zdarzeń, ludzkich losów, zwyczajów, modeli życia, meandrów historii i kultury (Władysław Łoziński, Mieczysław Gębarowicz, Tadeusz Mańkowski, Adam Bochnak).

Na_Suwalszczyźnie,2007,akwarela,papier,3

W Galerii lubelskiej ZPAP "Pod podłogą" w okresie grudnia 2004 trwała indywidualna wystawa pt. "Krajobrazy kresowe". Zaprezentowałem w niej serię obrazów olejnych o tematyce kresowej oraz zestawy rysunków akwarelą i temperą na papierze. Dalszym rozwinięciem prezentacji tematu jest wystawa indywidualna w Miejskim Domu Kultury na Łazienkowskiej w Warszawie (czerwiec, lipiec 2005 roku), gdzie w poszerzonym, nowym zestawie znalazły się obrazy olejne.

"Kresy ...Nieraz zadaję sobie pytanie,skąd płynie ta tajemna moc przywiązania nas, ludzi kresowych, do ziemi rodzinnej. Z okna wagonu Kresy wyglądają raczej monotonnie, trochę nawet biednie. Przygodny podróżny przelatujący pociągiem ten kraj rzuci czasem od niechcenia swój wzrok na bezbrzeżne równiny kresowe, na ciemną stronę borów na horyzoncie i powróci do swojej książki, gazety albo się zdrzemnie. Nie ma tu niczego co by podniecało jego wyobraźnię, zaciekawienie lub utrwaliło w pamięci widziany krajobraz.

Kresy nie są krajem turystów, ani krajem z "okna wagonu". Jest to bowiem kraj zamknięty w sobie, coś na kształt starej, pełnej treści księgi, oprawionej w wypłowiały nieco pergamin. Kto by chciał wydać sąd o tej zamkniętej księdze jedynie z oprawy, nie zgłębiwszy jej treści, popełniłby mimowolnie krzywdzącą lekkomyślność w ocenie dalekiej od prawdy. Należy się głęboko wżyć w ten kraj, trzeba mieć w sobie pewne atawizmy przekazane przez ubiegłe pokolenia, gdzieś z zamierzchłej pono przeszłości , aby wyczuć duszę i bicie serca tego dziwnego kraju, pachnącego borem, żywicą, dymkiem smolnego łuczywa, trzeba być trochę poetą, artystą i .... myśliwym.

Podstawą krajobrazu kresowego jest las. Na tle lasu rozwinęła się historia tego kraju, jego wierzenia, jego pieśni i tradycje. Nie ma bodaj takiego zakątka, jak długa i szeroka Litwa i Białoruś, gdzie by na widnokręgu nie czerniała ciemna smuga boru.

Las dla człowieka kresowego był tym, czym morze dla żeglarza, czym pustynia dla Beduina, czymś, co głęboko przeniknęło w jego organizm, jego duszę i mentalność i stopiło się w jedną całość. Odcięty od reszty świata rozlewami wód, przerżnięty setkami rzek, rzeczek i strumieni, błot i topielisk, porośnięty odwiecznym borem, kraj ten jakby zastygł w swym pierwobycie, strzegąc zazdrośnie swych zwyczajów, wierzeń i mowy.

Charakterystyczną cechą Kresów jest również ich rozśpiewanie, Nie ma bodaj chwili, aby gdzieś z daleka lub bliska nie dochodziła rzewna nuta pieśni ludowej. W wiejskim kościółku na Litwie czy Białorusi lub Żmudzi, kiedy powietrze bywa przepełnione zapachem kwitnących lip i miodu, a wietrzyk porusza gałęzie starych drzew na cmentarzu kościelnym, to z dymem kadzideł, przy dźwięku organów płynie ku niebu potężna pieśń chóralna: Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny ... To ukochanie śpiewu, ta muzykalność pochodzi zapewne z samej przyrody kresowej, z jej czarownych dźwięków, z szumu borów, plusku fal jeziornych, rechotu żab, krzyku derkaczy i innego ptactwa wodnego, pieśni skowronka w noc majową, bulgotania cietrzewi, jęku żurawi, dalekiego ujadania psów, płynie z tej potężnej symfonii ziemi kresowej, od akordów leśnych aż gdzieś ledwo uchwytnych, a tak delikatnych półtonów, że zdawać by się mogło, że płyną one nie z ziemi, ale gdzieś z nieba, gdzie promień o promień się trąca. Jeżeli mówić o kolorycie Kresów, to koloryt tego krajobrazu bynajmniej nie jest szary, przeciwnie, składa się on z całej gamy odcieni, czasem bardzo delikatnych. Nie ma tutaj, jak to bywa na południu, gwałtownych przeskoków od jaskrawej, oślepiającej płaszczyzny do głębokiego cienia. Krajobraz litewski nadaje się raczej do akwareli, niż do farb olejnych. Nawet w słoneczne dnie zimowe, kiedy zdawać by się mogło, że rozgraniczenie światła i cieni powinno być wyraźne, oko malarza nie obserwuje zakreślenia płaszczyzny barw, a raczej skomplikowaną grę półcieni.

Błękit nieba na horyzoncie zlewa się w delikatnej mgle z jasnością śniegu. Śnieg w gruncie rzeczy nigdy nie bywa białym, kładą się na nim długie, niebieskawe smugi od lasów, od pojedynczych drzew, od krzyża przydrożnego. Promienie słoneczne nie padają tutaj prostopadle, a raczej ślizgają się po powierzchni śniegu, ciągnąc za sobą różowe lub fioletowe odcienie. Bywają jednak i na tej ziemi momenty wielkiego natężenia barw, że nie ma bodaj farb i pędzla, które by w pełni zdolne były oddać na płótnie czerwień zachodu, poprzedzającą zwykle dzień wietrzny, kiedy to zdaje się, że niebo całe i widnokrąg tonie w purpurze.

Kresy zachowały wyraźnie swoją odrębność, swoje oblicze, swoją indywidualność tak różną od zalegających tuż za progiem pustkowi rosyjskich. Od brzegów Bałtyku, aż hen na pogranicze stepów, od Bugu aż po Dźwinę Zachodnią widziałem tak wiele pamiątek i pomników świadczących o potędze kulturalnej dawnej Rzeczpospolitej, że trudno było nie ulec czarowi tego państwa.

Zaglądałem do pałaców i do dworów wielkopańskich, jak i do skromnych, pokrytych słomą zaścianków. Podziwiałem nagromadzone pokoleniami bezcenne meble, obrazy Lampiego, Bacciarellego, Wańkowicza, porcelany saskie i koreckie, pasy słuckie, karabele, rzędy końskie; pamiątki przechowywane z całym pietyzmem przez ludzi, dla których ich sprzedaż, tak jak sprzedaż kawałka ziemi byłaby najgorszym świętokradztwem. Widziałem w dalekiej Mohylewszczyźnie na poły schłopiałą szlachtę zagrodową, która zapomniała języka polskiego, ale nie zapomniała nigdy swojego pochodzenia, nie łączyła się z chłopstwem, a w chwilach szczerości wyciągała gdzieś z ukrycia stare królewskie nadania i przywileje.

W wieżach i zakrystiach kościelnych, po lochach dawnych klasztorów znajdowałem autografy królewskie, manuskrypty i dokumenta. Ta przeszłość Rzeczypospolitej tkwiła z niezmierną siłą na kresach. Czuło się zwycięskie pochody króla Batorego, Sapiehów, Tyszkiewiczów, Chodkiewiczów, a po warownych, na poły rozwalonych murach dawnych zamków: Połocka, Rzerzycy, Łucyna, Wieliża wydawało mi się, że słyszę szczęk oręża i okrzyki: "Bij, zabij", a na polach i dąbrowach jakby tętent chorągwi pancernych".

cytat za: Mieczysław Jałowiecki – Pierejesławski, "Na skraju Imperium"

 

Mariusz Woszczyński (2005)

bottom of page